
Jaga zatrzymała się przed budynkiem. Tuż przy drzwiach na klatkę miotał się Rokita, próbując uniemożliwić trzem ogarom wtargnięcie do środka. Wrzeszczał na nie, szarpał za obroże i odpychał, ale mimo jego usilnych starań, olbrzymie psy, krok po kroku, zbliżały się do wejścia. Bogini uśmiechnęła się. Roki był jedną z niewielu istot, którym ogary pozwalały się tak traktować. Gdyby tego samego spróbował z nimi ktoś nie dopuszczony do stada, rozszarpałyby go jak motankę.
– Łuna! Cień! Rosa!
Psy jednocześnie odwróciły łby, a potem trzema wielkimi susami dopadły do Pani Gonu. Jaga oszczędnie rozdała kilka pieszczot, a potem podeszła do zdyszanego Rokity.
– Kiepska kryjówka – stwierdziła.
Roki zadarł głowę.
– Mogłaś go posłuchać – wydyszał bóg.
– I pozwolić, żeby wypominał mi to do końca dni?
Rokita pokiwał głową.
– Rzeczywiście, to paskudna perspektywa. Lepiej walnąć focha, spuścić Gon ze smyczy, rozpieprzyć pół miasta i nastraszyć mieszkańców.
Bogini wzruszyła ramionami. Roki wetchnął ciężko.
– Wchodzimy? – zapytał.
Zamiast odpowiedzieć, Jaga ruszyła do drzwi.
Read More