Teksty/Opowiadania/Nie ma dymu bez ognia

Nie ma dymu bez ognia cz. II

Posted on

Był bardzo cierpliwy. Nikt nie może mu zarzucić, że działał pod wpływem emocji. Oczywiście nie był ich pozbawiony, ale lata spędzone ze świadomością tego co go spotkało, tego w jaki sposób go potraktowali sprawiły, że ostygł i wyciszył się na nie.
Nie szukał dla siebie usprawiedliwienia. Nigdy nie powiedziałby, że to co zamierzał zrobić było słuszne i zbawienne. To nie była sprawiedliwość. To nawet nie ocierało się o sprawiedliwość. Nie wyobrażał sobie co musiałby zrobić, żeby sprawiedliwie ich ukarać. Nie. Sprawiedliwości nie stanie się zadość. To miało być tylko ostrzeżenie. Wołanie o opamiętanie. Jeśli zrozumieją, to dobrze, a jeśli nie… A jeśli nie, to będzie musiał znaleźć kolejnego, a potem kolejnego i kolejnego. Aż zrozumieją.

Teksty/Opowiadania/Nie ma dymu bez ognia

Nie ma dymu bez ognia cz. I

Posted on

Mrówka wędrowała po górach i dolinach jego palców. Obserwował ją. Próbowała znaleźć sposób by zejść na ziemię. Kiedy dochodziła do skraju, on odwracał dłoń, a ona znów zaczynała wędrówkę ku nieosiągalnemu. Ale ona o tym nie wiedziała. Wierzyła, że gdzieś tam jest jakiś kres. Jakiś cel. Jakiś sens.
Zacisnął pięść.

Teksty/Fragmenty

Dworzyszcze

Posted on

Twardowski (szkic koncepcyjny: Joanna Wolska)

 

Twardowski podszedł do drzwi dworu, a Feliks ruszył za nim. Duże, podwójne odrzwia były z pewnością kiedyś bardzo okazałe i wspaniale się prezentowały. Teraz były w opłakanym stanie. Deski się wypaczyły, a jedno skrzydło całkowicie opadło i stało opierając się o futrynę. Twardowski szarpnął za klamkę. Drzwi skrzypnęły i runęły na podłogę sypiąc trocinami i wznosząc tuman pyłu. Mag przestąpił próg i znów ryknął na całe gardło.
– Boruta! Gdzie jesteś?!
Nie doczekał się odpowiedzi. Rozejrzał się po dużym hallu. Znajdowały się w nim trzy pary drzwi. Dwoje z nich, po prawej i lewej stronie, prowadziły zapewne do skrzydeł dworu. Twardowski wybrał te, które znajdowały się naprzeciw wejścia. Otworzył je i wszedł w mrok. Feliks wsunął się tuż za nim. Wbrew oczekiwaniom Feliksa, pomieszczanie za drzwiami było niewielkie. Lekko spróchniałe deski podłogi zaskrzypiały pod stopami maga. Było tu kilka zepsutych mebli – wyściełana ławka, dwa rzeźbione fotele bez siedzisk, stolik z trzema nogami i przechylony na ścianę kredens.
Twardowski skierował się wprost do zamkniętych drzwi w głębi pomieszczenia. Szarpnął za klamkę. Zamknięte. Szarpnął mocniej, a potem naparł barkiem. Drzwi zaskrzypiały, z framugi posypała się wyschnięta zaprawa i płatki łuszczącej się farby.
– Chyba sobie żartujesz – powiedział mag.
Cofnął się o krok i z całej siły kopnął w drzwi, które zadrżały, a następnie wleciały do środka razem z futryną.

Teksty/Epizody

Handlarz

Posted on

 

Al’Hamija (ilustr. Joanna Wolska)

Wszedł do swojego gabinetu. Pokój tonął w mroku. Tylko jedna lampa była włączana, ale jej światło skierowane było na blat dużego stołu, na którym znajdowały się pradawne zwoje, pożółkłe mapy krain nieistniejących na Ziemi oraz śmierdzące tuszem wydruki bieżących raportów.
– Po co to spotkanie? – zapytał chrypiący głos za jego plecami.
Zatrzymał się i nie odwracając głowy odparł:
– Poważnie? Rozczarowujesz mnie. Spodziewałem się po tobie mniej wyświechtanych zagrywek. Niech zgadnę, usiadłeś na tym starym fotelu w rogu, tak?
Fotel skrzypnął.
– Aha! Zgadłem!
Roześmiał się. Podszedł do barku i nalał sobie szklankę wody
– Chcesz coś do picia? Masz straszną chrypę, może zaschło ci w gardle?
– Nie.
– Nie zaschło, czy nie chcesz wody?
– Jedno i drugie – chrypiący głos, wydał się nieco zmieszany.
– Wybacz, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że rozmawiam z Chrystianem Bale. Mogę cię zatem tak nazywać? Chrystian? Chrystek? Prawie jak Chrystus. Co w tej sytuacji, wydaje się dość zabawne, nie sądzisz?

Teksty/Fragmenty

Ta karczma Rzym się nazywa

Posted on

 

Lel i Polel (szkic koncepcyjny – Joanna Wolska)

W opalizujących pasmach mocy, pośród międzyczasowej pustki, wisiała niewielka, jałowa wysepka. Wyrastało z niej kilka, większych i mniejszych skał, które piętrzyły się wokół największej z nich. To właśnie tu, ukryta w skalnym załomie, znajdowała się jaskinia, z której wycwałował olbrzymi czarny ogier. Jego pojawianiu się towarzyszył ogłuszający ryk ponad 400 koni mechanicznych. Rumak był wspaniały, jego kruczoczarna sierść błyszczała w blasku magii. Każdy szejk naftowy, każdy sflaczały brytyjski arystokrata i każdy podstarzały gwiazdor rocka zapłaciłby dowolną cenę za takiego wierzchowca. Oczywiście pod warunkiem, że nie przeszkadzałoby mu to, że ogier ma trzy głowy.
Koń dobiegł do krawędzi wysepki, skoczył i w tej samej chwili przeistoczył się w olbrzymią sowę. Ptak machnął kilkakrotnie skrzydłami nabierając prędkości i pomknął przez pustkę lawirując między skupiskami dzikiej mocy. Jego celem był Rzym – karczma, nie miasto.